wtorek, 19 maja 2015

DZIEŃ WYZWANIA #2 Tego chciałabym nauczyć się...





Chciałabym nauczyć się latać... wiem zadanie trudne, ale pomyślmy jakie niesie  korzyści - może warto?

 

     Lecę nad miastem - spokojnie, miarowo zataczam kręgi. Jest ósma rano, słońce, wiosna.  Zniżam lot i obserwuję, powoli wyłaniają się budynki, ulice, drzewa.  Na ulicach ruch i pośpiech, matki ciągną dzieci, bo pierwszy dzwonek tuż, tuż. Kierowcy nerwowo szukają miejsc parkingowych, słychać klaksony i warkot silników. Z autobusów wysypują się ludzie, nastolatki idą grupą, raźnie, środkiem ulicy, są gotowi na wyzwania dnia, przekonani, że mogą wszystko. Pracownicy biur w krawatach, panie w szpilkach balansują na krzywych chodnikach. Myślę, że niektóre walczą o życie. Biegnie blondynka w łososiowej garsonce, w lewym ręku trzyma telefon w prawym sporą torbę. -Nie, nie wiem, o której będę, muszę dokończyć papiery. Mamo sama ją połóż, przecież wiesz gdzie jest wszystko. Nie będzie płakać poczytasz jej i będzie ok.-chowa telefon do kieszeni i pędzi dalej, spychając wyrzuty sumienia na margines swojej świadomości.  Wpada na faceta w szarym swetrze i adidasach. Rozwiązana sznurówka podskakuje w rytm jego kroków. Widać, że czuje się kiepsko, oczy czerwone, nos zatkany z przyczepioną prawie na stałe chusteczką, kaszle. Swoje kroki kieruje do przychodni, staje w ogonku do okienka i ukrywając swoją irytację (przed nim jakieś piętnaście osób) czeka. Zdradza go jedynie podskakiwanie sznurówki kiedy nerwowo stuka stopą. Na ławce przed przychodnią siedzi starsza pani, rozgląda się, przygląda przechodniom.  Swoją wizytę umówiła już ponad pół godziny temu, w kolejce do okienka była trzecia. Budzi się o szóstej więc wczesna godzina nie jest dla niej problemem, wręcz przeciwnie, ma powód żeby wstać z łóżka. Nie musi przyznawać się przed sobą, że w sumie nie byłoby różnicy gdyby nie wstała. Jest sama, ona i kot, i bywa jej czasami smutno. W tak piękny poranek jak dzisiejszy z radością siedzi przed przychodnią, wdycha zapach świeżej ziemi i trawy, i jest wśród ludzi. Mija ją tata prowadzący do przedszkola małego chłopca. Chłopiec ma rude włosy i okrutnie przykrótkie spodnie. -Ale tato!!!- płacze- Ja nie chcę iść! Oni się śmieją, że jestem marchewa! Iwo ze starszaków mówi, że rudy to wredny, ja nie jestem wredny!!!  i wczoraj mnie szturchał w szatni! -Ojciec bierze wdech - Synu masz rude włosy tak jak twoja mama, są w porządku. A jeśli Iwo szturchnie cię znowu to mu oddaj, tylko pamiętaj oddaj mocno, tak żeby sobie zapamiętał.- mówi zdecydowanym głosem. Kiedy chłopiec ginie za drzwiami przedszkolnej sali mężczyzna trochę kurczy się w sobie - Czy na pewno da radę oddać, tak żeby nikt więcej go nie szturchał? - przyspiesza kroku i kieruję się w stronę przystanku tramwajowego. Na ławce pod wiatą siedzi młoda dziewczyna, ma plecak i słuchawki w uszach. Klika zawzięcie w telefon. Zaglądam jej przez ramię, pisze, że ją rzucił, że jak tak mógł, że cały jej świat legł w gruzach, ze ona już nigdy, że to już koniec. Podjeżdża siedemnastka, dziewczyna podnosi się i z gracją elfa wskakuje do tramwaju, w przelocie uśmiecha się do wysokiego bruneta stojącego przy kasowniku. Facet, który prowadzi tramwaj marzy żeby ten dzień się skończył, zaczął się całkiem miło - kawa, śniadanie, kilka słów zamienionych w przelocie z żoną. Potem telefon od sąsiadki ojca,  że mówił coś ostatnio od rzeczy, w nocy tłukł się po budynku i szukał swojej szkolnej nauczycielki, w ręku trzymał kij od szczotki. Nie ma wyjścia, trzeba się zając tą sprawa, nie można tego dłużej odkładać, myśli spoglądając w stronę parku. Alejką idzie kobieta, pochyla głowę, przygląda się swoim butom. Są ładne. Ogląda paznokcie idealnie pomalowane, sprawdza w lusterku makijaż, nic się nie rozmazało. Chowa lusterko, wyciąga jeszcze raz, sprawdza, jednak wszystko ok. Upewnia się, że klamerka paska jest we właściwym miejscu, a z kucyka nie uciekł ani jeden kosmyk. Idzie do pracy ze strachem, boi się - czy aby na pewno jest wystarczająca? wystarczająco ładna, odpowiednio ubrana? czy nikt nie będzie plotkował za plecami? nie zdając sobie sprawy z tego jaka jest śliczna znika za krzakiem berberysu.  Powoli opuszczam park, wzbijam się wyżej, krzewy i drzewa zbijają się w jedną zieloną plamę, ludzie zamieniają w mrówki, ulice we wstążki.  Oddalam się, nabieram dystansu....  i o to chodzi.

Latanie jest oczywiście pretekstem. Gdybym umiała latać, zniżając lot mogłam przyjrzeć się z boku innym ludziom, wyłuskać ich historie, każdą osobno. Po takim przybliżeniu paradoksalnie łatwiej się oddalić i nabrać dystansu do swoich własnych potyczek z życiem, łatwiej być trochę mądrzejszym.




Pozdrawiam i lecę latać :)

8 komentarzy:

  1. A może chciałabyś zostać pisarką tak dobrze się czyta co piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, miałam porządnego pietra przed wstawieniem tego tekstu :)

      Usuń
  2. "Oddalam się, nabieram dystansu.... i o to chodzi." Przemawia to do mnie, bardzo przemawia. Też chcę umieć latać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu podręcznik się kłania, jak ja zdobędę ten od latania to dam znać :) na razie uczę się na własną rękę..

      Usuń
  3. Myślę, że już umiesz latać, że świetnie potrafisz obserwować ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale wciąż pracuje nad oddalaniem się i dystansem ;)

      Usuń
  4. Świetnie zilustrowałaś tekst! Ostatnio latanie kojarzy mi się z Birdmanem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach! Jak wspaniale to napisałaś. Ściskam!

    OdpowiedzUsuń